poniedziałek, 26 października 2009

Souls of Mischief - Tell me who profits

Skoro już pojawili się na tym blogu zarówno Eddie Henderson, jak i Souls of Mischief, to postanowiłem znaleźć jakiś łączący ich wątek. Jest nim oczywiście, jak to na tę witrynę przystało, sampel. Nicią łączącą okazał się motyw pianina z utworu „Inside You” Eddie’go Hendersona. Pochodził on z płyty „Heritage” wydanej w 1977 roku. Dodam tylko, że nie została ona wyjątkowo doceniona przez krytyków, z wyjątkiem tego właśnie singla. Szesnaście lat później zrobił z niego dobry użytek Casual – stworzył bit do „Tell me who profits” na debiutancki album „93 till infinity” Souls of Mischief. Szczerze – Casual nie jest zbyt dobrym bitmejkerem i na każdej płycie Hiero, jego produkcje wypadają najgorzej (w przeciwieństwie do jego zwrotek). No cóż, tym razem nawet jemu się udało.



czwartek, 22 października 2009

Souls of Mischief - Montezuma's Revenge

Niebawem – w przeciągu miesiąca z kawałkiem – ma się ukazać nowy album Souls of Mischief „Montezuma’s Revange”. Nie sposób podać dokładnej daty jej wydania. Jedni podają, że będzie ona dostępna już 10 listopada, a drudzy, że dopiero 2 grudnia. Jednak moje zaufane źródło informacji – undergroundhiphop.com – nie ma jej na swojej liście pre-orders. A jak oni nic nie słyszeli o premierze listopadowej, to mam podstawy przypuszczać, że „Zemsta Montezumy” pojawi się w grudniu.
O płycie wiemy całkiem dużo. Znamy dwa single – „Tour stories” i „Lalala” – które pozwalają mi podejrzewać, że album nie będzie beznadziejny. W erze upadku rapu, w której obecnie żyjemy, to już dużo. Bity przypominają te z ostatniego albumu Hierogliphics „Full circle” – czyli nie zwalają z nóg i nie porywają. Flow Tajaia, Phesto, Opio i A-Plusa również nie uległ zdecydowanym przeobrażeniom. Poszlaki sugerują, że nic się nie zmieniło, pomimo zatrudnienia dodatkowej siły producenckiej w postaci Prince Paula. Ale to tylko poszlaki…Z werdyktem trzeba poczekać na cały album. Chciałbym, żeby zaskoczyli mnie formą z czasów „No man’s land” i „Third eye visions”, kiedy ich szybkie bity porywały, a flow był huraganowy. Teraz są ospali, przepaleni i „podtatusiali”…Mimo to z niecierpliwością czekam na renesans „Psotnych Dusz”.
Co do Prince Paula, to mam jedno życzenie – niech powtórzy tam choć jedną taką genialną produkcję jak „Me, Myself and I” De La Soul. Czy to w ogóle możliwe?





Lee Morgan "Gigolo"

Nadeszła „jesieńzima”. W związku z tym smutnym faktem musiałem ponownie skonfigurować moje playlisty. Chciałem by wypełniające je utwory korespondowały z moim minorowym nastrojem i paskudną aurą za oknem…Cóż więc lepiej pasuje do smutnej nostalgii zziębniętej istoty niż twórczość Johna Coltrane’a i jego kwartetu? Chyba nic, chciałem sobie odpowiedzieć, ale niespodziewanie na mojej drodze życia pojawił się J.Rawls i skierował moje myśli w zupełnie innym kierunku. Oto spytał się mnie czy znam historię trębacza Lee Morgana, bo jego kumpel John Robinson chce mi ją opowiedzieć. Mówię, że wiem, że Lee grał na trąbce u Blakey’go i McLeana…i wiem, że wciągał kokę…i wiem…I wtem mnie zagłuszyli biografią ów Morgana. Wysłuchałem uważnie, i muszę stwierdzić, że Rawls mógł się bardziej postarać, a ospały Robinson, imający się ambitnych, lecz niezbyt udanych, projektów jak „Scienz of life”, powinien nagrywać dla „Prosto” (na przykład współpraca z dynamicznym Fu mogłaby „wzbogacić jego technikę i poprawić dykcje”), albo odbyć inną formę pokuty. Na przykład wziąć Kasię Skrzynecką by zaśpiewała mu refren tak słodki jak ten, który wydobyła była z siebie dla Mezo. Zostawmy jednak dwóch Panów J – może się poprawią. Ich niewątpliwą zasługą było wskazanie mi twórczości Lee Morgana jako terytorium poszukiwań potencjalnych hitów. Udało się! Pośród bopowych „krzaczków”, jakie przeważnie sadził ów trębacz, znalazłem jedno zdrowe, coltrane’owskie „drzewo” – efekt jego współpracy z genialnym aranżerem-saksofonistą Wayne’m Shorterem, pianistą Mabernem, basistą Cranshawem i perkusistą Higginsem. Słyszycie jak Mabern wciela się w McCoya Tynera, a Shorter w „Trane’a”? Brzmi to wszystko bosko! Przy „Gigolo” reszta płyty wypada blado. Posłuchajcie zatem.

środa, 21 października 2009

"Rush hour" w "Slow traffic..."

Po tak zamulonym wpisie należy zaserwować kawałek rapu z górnej półki. Szanowni goście, oto singiel Lone Catalysts (z gościnnym udziałem Showtime’a) zatytułowany „Rush hour” podany w towarzystwie „You know the deal” Bennie Maupina. Pozwólcie zatem, że zadam Państwu zagadkę: jaka jest wspólna nuta obu dań i gdzie się ona dokładnie znajduje?
Za danie główne odpowiada doskonały twórca – J. Rawls – o którego dokonaniach mogę tworzyć li tylko laurki i hymny pochwalne do muzyki utrzymanej w wagnerowskich tonacjach. Autorem przystawki jest natomiast doskonały saksofonista z headhunterskiej drużyny Hancocka – Bennie Maupin. „You know the deal” pochodzi z jego drugiej solowej płyty „Slow traffic to the right”. Jest to album kolejnego sidemana Herbie’go Hancocka (po trębaczu, Eddie’m Hendersonie), który w ramach nakreślonego przez swego mistrza pola tworzy swoją własną jakość. Muzyka Maupina jest przestrzenna, spokojna, liryczna – nazwałbym ją „kojącym funkiem”. Można sobie ją „załączyć”, otworzyć piwko i gapić się w mroki nocy rozmyślając, na przykład, o upadku polskiego rapu (powstałego poza łódzkimi Bałutami) lub samku ciemnego Ciechana. Maupin naprawdę uspokaja! Zamieszczony tu kawałek jest zdecydowanie najbardziej dynamiczny i „bujający” na całym krążku. Reszta pozycji „Slow traffic…” może być stosowana jako masaż dla mózgownicy zmęczonej słuchaniem dynamicznej „Man-Child” Hancocka lub niepokojąco dzikiej, zalatującej „On the corner” i „Bitches brew” Davisa, „Inside-out” Hendersona. Kto wie? Może Bennie tworzył te utwory chcąc się wyróżnić spośród innych „łowców głów” wodza Herberta z Chicago? Kończąc te bezproduktywne dywagacje, chciałem dodać, że to pozycja warta słuchania. A szczególnie „You know the deal”. Zatem, „Enjoy!”, jak piszą Anglosasi na swych blogach.




C'est bizarre mon pote, n'est pas?

Łezka zakręciła się w kąciku mego oka. Czy wasze oczęta też się szklą, jak przy obieraniu cebuli?

East Flatbush Project - Tried by 12

Kiedyś znalazłem to na jednym z mixtape’ów DJ Babu i wpadło mi w ucho. Ten bit chodził za mną od lat, ale dopiero teraz go namierzyłem i schowałem do odpowiedniego zwoju mózgowego pod etykietą „East Flatbush Project – Tried by 12”. Tak jak Gank Move i ich „Real players and OG’s”, tak i w przypadku tego zespołu (producent Spencer Bellamy oraz raper DeS) ten kawałek jest ich jednym cennym dokonaniem – nie szukajcie więc kolejnych hiciorów, bo ich nie ma.

piątek, 2 października 2009

Gdzie jest sampel? Pierwiastek Bobby'ego Hutchersona w dorobku Madliba

Declaime (Dudley Perkins), zacny członek gangu Madliba zwanego CDP, od 1999 roku wydał aż 9 solowych płyt. Na początku kariery więcej rapował, mniej śpiewał. Teraz postanowił odwrócić te proporcje…i nie mam już wygórowanych oczekiwań względem jego twórczości. I pomyśleć, że jeszcze osiem lat temu wróżono mu wielką przyszłość. Album „Andsoitisaid” zdobył wielke uznanie krytyków i fanów podziemnego rapu. Nawet, nieistniejący już niestety, polski magazyn hiphopowy „Klan” przyznał Declaime’owi laury za najlepszą płytę w 2001 roku. Powróćmy więc do tych jakże szczęśliwych dla kalifornijskiego rapera chwil, i przesłuchajmy mój ulubiony kawałek z tej płyty pod tytułem „Don’t trip” z wybitną produkcją samego Madliba (także przeżywającego wtedy efektywno-efektowny okres).


Odkryłem niedawno, że Madlib wziął tutaj sampel fletu z kawałka „Movement” Bobby’ego Hutchersona. Utwór ten znajduje się na jego płycie „Components” z 1965 roku. Jest to wyjątkowy album – pół bopowy, pół post-bopowy. Tę pierwszą połowę zaaranżował sam Hutcherson. Można go pochwalić za liryczna balladkę, a właściwie kołysankę, pod tytułem „Little B’s poem”. Druga część, to dzieło perkusisty Joe Chambersa. Stanowią ją cztery kompozycje. Trzy z nich są mroczne – kojarzą mi się z muzyką do filmów gangsterskich z tamtych lat. Są świadectwem końca epoki bebopu. W przeciwieństwie do nich, ostatni utwór, „Pastoral”, jest tak spokojny, że mógłby być stosowany w terapii osób znerwicowanych lub chorych na bezsenność. Krótko mówiąc, Hutchersona, i jego ekipa, stworzyli jeden z najdoskonalszych albumów lat sześćdziesiątych. Dodam jeszcze, że w nagraniu jej uczestniczyły największe ówczesne gwiazdy wytwórni Blue Note: Freddie Hubbard (tp), James Spaulding (as, fl), Herbie Hancock (p, org), Ron Carter (b), Joe Chambers (d). Tyle tytułem wstępu.


Przejdźmy do konkursu „beznagrodowego”. Z całego „Components”, Madlibowi najbardziej przypadł do gustu kawałek „Movement”. „Wyciął” z niego partie fletu graną przez czołowego sidemana Blue Note’u, doskonałego flecistę, Jamesa Spauldinga. Zatem moje pytanie brzmi: od której do której sekundy „Movement” Hutchersona trwa sampel fletu użyty przez Madliba w „Don’t trip”? Odpowiedzi proszę wpisywać do komentarzy. Kto pierwszy tan ma satysfakcję!