wtorek, 30 czerwca 2009

Lone Catalysts w najwyższej formie



Oto najnowsze dokonanie jednej z moich ulubionych rapowych grup. Jest to zapowiedź ich nowego albumu „Back to school”, który ukarze się nakładem Babygrade Records (label wydał ostatnio płytę U-God’a „Dopium”, a wydaje również, między innymi, Jedi Mind Tricks). Data wydania płyty pozostaje nieznana. Po singlu wnoszę, że będzie co najmniej tak dobra i równa jak dwie ich poprzednie, „Hip-hop” i „Good music”. Wsłuchajcie się tylko w tą wspaniałą długą pętlę - klasyczny, stary, solidny, niezmienny J-Rawls. No i w spokojną nawijkę J. Sands’a, który powinien otrzymać statuetkę najbardziej niedocenianego MC podziemia Wschodniego Wybrzeża.Zauważcie pewien fenomen. Gdy ten duet się rozdziela, to robi płytki tandetne lub średniawe. Spójrzcie na J.Rawlsa – płyty 3582 (z Fat Jon’em), kolaboracja z Declaime’m czy piosenkarzami soul. Posłuchajcie obu „The Breaks” J.Sands’a – z pierwszej można posłuchać pięciu kawałków (zupełnie przypadkiem tych z bitem Rawls’a!), natomiast drugiej…w ogóle nie powinien wydawać. Za to co zrobił z dobrymi samplami na „The Breaks vol. 2” ukarałbym go przymusem nagrania epki z Katarzyną Skrzynecką oraz…paroma nocami w łóżku z Niną Terentiew. Aha! No i koniecznie musiałby pojechać na wesele w okolice Żelechowa lub Staszowa, by zobaczyć na własne oczy i posmakować urokliwych igraszek, jakie preferują potomkowie Białych niewolników. Gdyby wykonał taką pokutę to może bym mu wybaczył te kilkanaście parszywych tracków, które plamią jego dorobek jak płyta „Sunlight” dyskografię Herbiego Hancock’a. Powracając do głównego wątku, gdy obaj panowie „J” są razem tworzą rzeczy wyjątkowe. Nie tną „cienko” ogranych sampli by je przetasować bez ładu i składu, a następnie polać „lukrem” w postaci przyśpieszonego wokalu dodając jeszcze „cykającą” perkusyję z handclapami; nie pieprzą non-stop o tym, jak to ciężko być gangsterem. Nie idą z duchem czasu – ciągle tworzą hity przy pomocy tych samych środków jak na singlach wydanych przed „Hip-hop”, zebranych na składance „The Catalysts Files”. „Word Famous” to kolejny dowód, że ich styl nie wymaga zmian i korekt. Tymczasem czekam na ogłoszenie daty wydania płyty, licząc, że i tym razem twórcy z pogranicza Pensylwanii i Ohio mnie nie zawiodą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz