wtorek, 17 listopada 2009

Historia pewnego sampla III

Bohaterem trzeciego, długo nieobecnego na blogu, odcinka HPS jest zespół Weather Report. Nie trzeba, go chyba przedstawiać, ani zbytnio reklamować – znają go wszyscy, którzy chociaż otarli się o jazz epoki fusion. Nazwiska firmujące ten projekt – Zawinul i Shorter – również nie należą do tych „nic nie mówiących”. I jedyne co zrobię, to przykleję im etykietkę – ich twórczość jest KONTROWERSYJNA. Wśród znanych mi koneserów muzyki, ich charakterystyczne brzmienie (rozpoznawalne głównie po „zawinulowskiej, piszczałkowej elektronice klawiszowej”; Austriak był pionierem syntezatorów, które zaczęły pojawiać się w latach siedemdziesiątych) oraz równie osobliwe aranże (nieregularne; czasem chropowate, czasem liryczne i spokojne, ale nigdy nie monotonne, z częstymi zmianami rytmu) są raczej potępiane. Pewnie dlatego, że ich kawałki „nie bujają”, a nad ich twórczością trzeba się li tylko odrobinę skupić. A ludzi zdolnych do aż takiego wysiłku psychicznego znam niewielu. W końcu należę do pokolenia, które wyrosło na wielce „kontemplacyjnych” i „wysublimowanych” gatunkach muzycznych jak metal, techno, house czy wreszcie…rap.
Dziś, z bogatej dyskografii Weather Report, wyjąłem ich czwarty, studyjny album, „Misterious traveller” z 1974 roku. Przesłuchałem go. Tytułowy utwór, już na „pierwszy rzut ucha”, jest wspaniały. Jego autorem jest Wayne Shorter (na każdej płycie przez niego współtworzonej, umiem rozpoznać jego kompozycje po tym, że…są to utwory, które z miejsca przypadają mi do gustu - czy to album Lee Morgana, Jazz Messengers, czy Milesa Daviesa). Na początku tego kawałka, nastrój mrocznej tajemniczości inicjują niepokojące elektroniczne dźwięki. Potem znienacka pojawiają się agresywne akordy na pianinie i bass. Niepewność wzrasta – co to jest? Skąd dochodzą te dźwięki? KTO TAM?! Wreszcie wchodzi perkusja - widzimy tajemniczego wędrowca w całej okazałości. Możemy dostrzec jego zasępione oblicze. Twarz pooraną przez czas i wysmaganą wiatrem bezkresnych równin. Jego sylwetka jest ciemna i niewyraźna w szarym świetle kończącego się, jesiennego dnia. Skąd przyszedł? Dokąd zmierza? Te pytania wiszą w powietrzu, ale nikt ich nie zada. Nieznajomy zdaje się widzieć tylko swój cel, nadprzestrzeń. Mija nas. Idzie dalej, stapia się z szarością. Po chwili jego kroki milkną. Zostaje tylko intrygujące wspomnienie...
W tej zielonej herbacie nic nie było, a jednak…pewne omamy wystąpiły. Tytułem zakończenia dygresji trzeba zastrzec, że ten utwór wyróżnia się na tle innych dokonań Weather Report kolejno: mrocznym nastrojem, agresywnością, jest dynamiczny i rytmiczny, a Zawinul posługuje się niskimi dźwiękami (nie ukrywam, że jego „popiskiwanie” w wysokich tonacjach na syntezatorze jest często irytujące…). Wszystkie elementy tworzą doskonałą, nastrojową harmonię. A do powstania tego dzieła przyczynili się: Wayne Shorter (sax i inne), Joe Zawinul (klawisze i efekty), Alphonso Johnsona (bas), Ishmael Wilburn i Skip Hadden (perkusja) oraz Dom Um Romao (konga itp.).


W erze hip-hopu wyjątkową karierę zrobiły agresywne akordy na pianinie z „Misterious travellera” (chociaż te niepokojące dźwięki na początku także słyszeliście pewnie na niejednej płycie). Ten sampel idealnie nadaje się do jakiegoś ostrego, ulicznego kawałka. Wystarczy nie spieprzyć aranżu perkusji, basu…i mamy hit gotowy. Poznajmy więc tych, którzy poszli na łatwiznę, doceniąc przy tym ich „nos” do sampli.
Najnowszy prezentowany tu utwór, „Sucks don’t respekt it”, pochodzi z wydanego 1998 roku albumu Rasco pt. „Time waits for no man” (zaburzyłem chronologię, ponieważ właśnie ten utwór znam najdłużej; miałem tę płytę tuż po jej wyjściu w Stanach). Autorem podkładu jest Peanut Butter Wolf – producent i właściciel znanej wytwórni „Stones Throw”. Dodam jeszcze, że reszta „Time waits…” Rasco jest nie gorsza. Polecam.


Następnie mamy „Dangerous” efemerycznego twórcy rapu z drapieżnym flow, niejakiego Bas Blasta. W 1994 roku wydał ten singiel i zniknął. Za bit, który w końcu interesuje nas najbardziej w tym cyklu, odpowiada duet producencki The Groove Merchatz, w składzie Godfather Don (dosyć znany w nowojorskim podziemiu; lubi surowe i mroczne bity) oraz Victor Padilla.


A na koniec tytułowy utwór z klasycznej płyty Kool G Rapa „4, 5, 6”. Za produkcję odpowiadał tu Dr. Butcher, związany z grupą didżejską „The X-Men” (później „The X-ecutioners”, już bez niego w składzie). Tu też, oprócz poniższego tracku, należałoby poznać całą płytę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz