poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Wspomnienie o Guru

Świat rapu stracił kolejną wielką postać – 19 kwietnia zmarł Keith Elam, znany jako „GURU” (Gifted Unlimited Rymes Universal). Straciliśmy go przedwcześnie - przeżył zaledwie 48 lat – ale zostawił po sobie ogromny i wartościowy dorobek. Kulturze hip-hop poświęcił się w 1987 roku, kiedy założył zespół Gangstarr. Po dwóch latach rotacji w składzie, jego stałym współpracownikiem został DJ Premier. Stworzyli duet, który przeszedł do historii. Zdobyli dwie złote płyty za albumy „Moment of thruth” i „Full clip: a decade of Gangstarr 1989-1999”. Mam oba. Często do nich wracam – nigdy nie zdążą się zakurzyć. Jednak to nie na nich po raz pierwszy usłyszałem charakterystyczny zachrypnięty głos Guru i ten jego powolny, czasem aż ospały, flow. Poznałem go już w 1996 roku, kiedy ojciec kupił jego solowy album - „Jazzmatazz vol. II. The new realisty” - w nieodżałowanym warszawskim sklepie „Digital” (teraz jest tam dom kultury „Smolna”). Pamiętam jak wracaliśmy samochodem do Pionek słuchając tej kasety - „The lifesaver” był pierwszym kawałkiem Guru jaki słyszałem. Zastanawiałem się wtedy po co mój stary kupił sobie coś takiego. Przecież gdy tylko słyszał automat perkusyjny i zapętlony sampel to natychmiast wyłączał radio gwałtownym, ale zawsze celnym, uderzeniem pięści krzycząc: „Co za gówno! Dźwięki fabryki i ktoś coś pieprzy! Wyłącz prąd albo zabierz im komputer i nic ci nie zagrają. Co to za muzyka!? Co to za muzycy!? Nie trzeba nic umieć żeby coś takiego tworzyć”. Tym razem milczał. Dlaczego? Przesłuchaliśmy całą kasetę. Dojechaliśmy do domu. Ojciec wyjął ją z radia i podał mi ją ze słowami: „Weź to. Nie będę tego słuchał”. I już nigdy nie wspomniał o tym nieudanym dlań zakupie. Musiał strasznie cierpieć słuchając tego przez ponad godzinę. Widocznie odczuwał obowiązek zapoznania się z zawartością kasety, za którą zapłacił 15 lub 25 ówczesnych złotych. Mniejsza o motywacje taty – tak poznałem Guru i niespodziewanie powiększyłem płytotekę. Później zobaczyłem teledysk „Royalty” i dostałem cały album „The moment of truth” – wybitne dzieło. W moim rankingu płyta należy do pierwszej piątki płyt rapowych wszechczasów (kto nie zna niech pozna). A potem był „Full clip”, „Soliloquy of chaos” i inne ich hity. Pamiętam, że pomiędzy 1998 a 2000 rokiem słuchałem głównie Gangstarr, zanim mi nie odbiło na punkcie kalifonijskiego new schoolu – Dilated, Jurassic 5, Hieroglyphics i reszty.
Guru JEST jednym moich ulubionych raperów. Cenię go przede wszystkim za inteligentne teksty i serię „jazzmatazz”, która wypromowała jazz wśród młodych i…rap wśród starych. Choć nie ma go już wśród nas to, niech powtórzę banalną myśl, jego dorobek pozostanie wiecznie żywy. Wierzę, że nie prędko o nim zapomnimy, tym bardziej, że nie ma godnych następców.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz